Część I.
Duszpasterstwo polskie w Persji w latach 1942 - 1945
II. Przygotowania do Ewakuacji
IV. Ks. Biskup Polowy w Teheranie
V. Pierwszy polski klasztor w Persji
VII. Zakończenie ewakuacji z Rosji
Część II
Afryka
I. Ogólne wiadomości o obozach polskich w Afryce Brytyjskiej
II. Pierwsza wizytacja osiedli w Tanganice
IV. Wizytacja osiedli w Ugandzie.
V. Wizytacja osiedli w Obu Rodezjach
VI. Problem osiedlenia uchodźców
Ks. Prałat Słapa, wiedząc, że reszta ludności zostanie przeniesiona do Anglii w ciągu kilku najbliższych miesięcy i widząc, że zadanie mu powierzone wypełnił według najlepszej swej woli, opuścił Nairobi w dniu 26 czerwca 1950 r., żegnany serdecznie przez resztę pozostałych uchodźców i przez władze angielskie.
We wrześniu 1950 roku wyjechali uchodźcy rzeczywiście do Anglii wraz z księżmi: Del. Dziduszko, Kan. Siemaszko i F. Wińczowskim. W Tangeru pozostało tylko ok. 150 starszych ludzi, chorych i inwalidów, którymi władze angielskie się opiekują, a w Koji również ok. 150 osób. Wraz z nimi pozostał ks. R. Gruza.
Opiekę duszpasterską nad pozostałymi w Afryce Wschodniej Po-Jakami, powierzył ks. Bp. Gawlina ks. Kan. Prof. W. Wargowskiemu. Ks. Siapa opuścił Kenię, jadąc przez Ugandę, potem Nilem przez cały Sudan, Egipt i Rzym (Rok święty), aż do Maroka francuskiego. Tam objął nową placówkę duszpasterską, która jednak z powodu intryg międzypolskich nie mogła się rozwijać. Ks. Biskup Gawlina zlikwidował więc tę placówkę liczbowo zresztą szczupłą i przeniósł ks. Prałata Słapę do Rio de Janeiro stolicy brazylijskiej której Polakom podczas swej wrześniowej wizytacji 1950 r. by; przyrzekł dzielnego duszpasterza, pod warunkiem że mu zapłacą podróż.
Lecz reportaż ten nie byłby zupełny, gdyby nie wspomnieć choć w kilku słowach o War Relief Services. Ostatnie więc słowa, które niech będą wyrazem najgłębszej wdzięczności ks. Słapy i całej ludności poilskiej w Afryce, niech świadczą i głośno wysławiają tę wspaniałą organizację katolicką Stanów Zjednoczonych.
Jak ewangeliczny Sarrarytanin tak NCWC-WRS czyli Katolicka Służba pomocy Polakom pochyliła się z prawdziwą miłością nad leżącym w rowie przy obcych drogach nieszczęśliwym wygnańcem polskim, którego zbóje obrabowali i rany mu zadawszy, zostawili konającego na pastwę losu. Któż zdoła policzyć to wszystko, co oni w ciągu długich lat zdziałali dla nas a nawet policzywszy, któż zdoła należycie im się za to odwdzięczyć?
W każdym osiedlu jedna lub nawet dwie świetlic, urządzenie sa-j natorium dla gruźlików w Lushoto koło Tangeru, wyposażenie szkoły mechanicznej w Tangeru i nieustanna pomoc finansowa do samego j końca pobytu Polaków w Afryce dla szkół i harcerstwa i te góry darów nadchodzące z Ameryki, cztery Domy dla Starców i Ks. Słapa stwierdził, że gdyby nie ustawiczna pomoc finansowa i moralna ze strony WRS, nie byłby w stanie wypełnić swego zadania. Pan Wnukowski, w ciągu blisko trzech lat objeżdżający osiedla, dwa razy był bliski śmierci: raz gdy z ks. Bernasiem, jadąc do Tangeru, uległ strasznej katastrofie samochodowej i drugi raz, gdy wybrał się do Kidugali i w drodze powrotnej zapad, na malarię mózgową tak, że od Dodomy do Tangeru leża! w samochodzie bez przytomności i tylko dzięki Opatrzności Bożej nie zmarł.
Ks. Biskup Gawlina, który ze swego wysokiego stanowiska ogarniał jeszcze większe przestrzenie objęte działalnością WRS, powiedział, jakże trafnie, że «to pomoc z nieba. Niech więc Miłościwy Bóg błogo sławi Księdzu Arcybiskupowi O’ Boyle, ks. Prałatowi Swanstrom, ks. A. Wyciśle i Panu J..Wnukowskiemu i tym milionom katolików amerykańskich, którzy tak po chrześcijańsku przyszli z pomocą bezdomnej rzeszy Polaków.