I. Ogólne wiadomości o obozach polskich w Afryce Brytyjskiej.

Pierwszą czynnością ks. Srapy po przybyciu do Nairobi było składanie wizyt przedstawicielom władzy polskiej i tym z Anglików, którzy zajmowali się sprawami uchodźców. Konsulem generalnym RP był w tym czasie pan Zawisza. Prócz niego byli jeszcze delegaci poszczególnych ministerstw polskiego Rządu w Londynie. Delegatem Min. Opieki Społeczne a w skrócie nazywało się to « MOS», był p. inż. Kazimierczak, którego zastępcą by, p.k Staszewski. Min. Ośw. Publ. i Wyznań Rei. reprezentował pan delegat S. Szczepański. Przedstawicielem Wojska Pol. byi por. Piekarski. PCK miało poważnego kierownika w osobie Księcia Eustachego Sapiehy. Inni delegaci właściwie się nie liczyli, gdyż nie mieli oni pola do dziaiania. Uposażenie miesięczne miał ks. Słapa pobierać w MOS'ie, wobec tego delegat MOS’u był przekonany, że jest przełożonym kierownika duszpasterstwa. Wyraził się nawet, że jest « biskupem » dla księży pracujących w obozach. Ks. Słapa zaraz na wstępie wyjaśni;, że jego jedynym przełożonym w sprawach dusz pasterskich jeżt ks. Biskup Gawlina, że niemniej zawsze jest gotów wysłuchać opinii delegata, pozostawiając sobie decyzję w sprawach ściśle duszpasterskich.

Najwięcej zajmował ks. Słapę stan personalny służby duszpasterskiej. Jeszcze w Teheranie w roku 1942 zamianował ks. Bp Gawlina kierownikiem duszpasterstwa dla obozów w Afryce ks. F. Dziduszko, dając mu tytuł dziekana. Ks. dziekan Dziduszko pochodzi z archidiecezji lwowskiej i w owym czasie liczy, sobie ok. 47 lat życia. Po powrccie z Rosji szybko wrócił do zdrowia i tu na terenie Czarnego Lądu rozwiną! żywą działalność. Niestety niesłychane przestrzenie, dzielące poszczególne obozy i brak odpowiedniej ilości księży bardzo mu przeszka dzaly w wypełnieniu zadania. Niektóre obozy by. zmuszony oddać pcd opieke miejscowym misjonarzom. Mimo, że był kierownikiem duszpasterstwa musiai być również proboszczem największego wówczas obozu Tanneru a także prefektem i nauczycielem jęz. francuskiego i łacińskiego w tamtejszych szkołach. Przez długi czas wogóle nie mógł opuścić swej parafii, by udać się na wizytację do innych osiedli. Była to sytuacja istotnie bardzo trudna.

Z uchodźcami cypryjskimi (Polacy, którzy na zaproszenie Króla angielskiego przybyli z Rumunii i jakiś czas mieszkali na Cyprze a któ rych złośliwie nazywano «cypriotami») przyjechało do Livingstonu sześciu księży polskich: Prof. W. Wargowski, Kan. F. Kubieński, dr E. Drobny, dr. Z. Burgielski, L. Lomiński i A. Staroborski. W r. 1943 ochot niczo zg;osiło się do pracy wśród ludności cywilnej dwóch kapelanów: O. J. Maciaszek i ks. B. Godlewski a na czas stosunkowo krótki ks. Krawczyk. Z Francji przybył ks. B. Szmania. Apel ks. Bpa Gawliny skierowany do polskich księży przebywających w Stanach Zjednoczonych, a wzywający ich do pracy w Afryce uwieńczony był powodzeniem i w roku 1943 przybyło do Afryki Wschodniej czterech nadzwyczaj dzielnych księży: Dr J. Śliwowski, J. Sajewicz, A. Wierzbiński i F. Górka. Zdawało się więc, że ks. Dziekan Dziduszko miał nareszcie wystarczającą liczbę pomocników: 18 księży, łącznie z czterema poprzednio z z Persji przybyłymi (ks. F. Wińczowskim, Z. Siemaszko, dr A. Szyszko i Czernieckim) powinno by wystarczyć na 19 tysięcy ludzi. Niestety sprawa przedstawiała się inaczej. Każdy obóz musiał mieć swego dusz pasterza, mimo małej nawet liczby mieszkańców. Dwadzieścia dwa obozy z dziewiętnastu tysiącami wygnańców porozrzucano po całej brytyjskiej Afryce według jakiegoś niezrozumiałego planu. Od Cape Town’u poprzez Obie Rodezje, Tanganyjkę, Kenię aż do Ugandy biegła linia znacząca punkty odpowiadające miejscom naszych obozów! Większość z nich zbudowano w buszach, z dala od miast Anglicy starali się to wytłumaczyć, mówiąc, że w ten sposób łatwiej im jest zaopatrzyć obozy w żywność, jednak niewątpliwie powodem takiego rozproszkowania uchodźców była obok wyłożonej przez nich racji z jednej strony obawa przed możliwością żywszej działalności politycznej w zbyt blisko siebie znajdujących się obozach, a z drugiej strony zapewnienie swym emerytowanym oficerom doskonale płatnych stanowisk kierowniczych w administracji tymi obozami. Nie mogło więc 18 księży obsłużyć 22 ośrodków uchodźczych tym bardziej, że-trzy największe obozy: Tange^u, Masindi i Koja winny były na dobrą sprawę mieć co najmniej po trzech księży każdy. Trzeba bowiem wziąć pod uwagę, że Delegat Szczepański stworzy; dzieło godne podziwu: 57 szkół dla prawie 8 tysięcy młodzieży, (21 szkół powszechnych, 7 szkół średnich ogólnokształcących, 13 szkół zawodowych, i kilka szkół muzycznych oraz 12 przedszkoli). Dla samych tylko szkół potrzeba było mieć, lekko licząc, około 10 księży!

Ponieważ Ks. Biskup Gawlina był na froncie, w marcu 12)4-4 r. jego Wikariusz Generalny, ks. Prałat T. Reginek, zwiedził Wszystkie osiedla, zapoznał się osobiście z lokalnymi potrzebami i bolączkami i stwierdził, że konieczną jest pewna reorganizacja służby duszpasterskiej, Jego raport przyspieszył wydanie rozkazu, nakazującego ks. Słapie natychmiastowe przybycie do Nairobi. Plan ks. Prałata Reginka, zatwierdzony przez ks. Biskupa Gawlinę, tyczący tej reorganizacji, przedstawiał się następująco: ks. Słapa miał zasadniczo przebywać przy władzach polskich i angielskich w Nairobi, skąd, jak to z naciskiem zaznaczył Arcypasterz, miał wyjeżdżać na wizytacje osiedli i przynajmniej trzy razy w roku starać się być w każdym osiedlu. Ks. Dziekan Dziduszko zaś jako dziekan obozów w Obu Rodezjach i na Połud. Afrykę miał stale przebywać w jednym z osiedli rodezyjskich. Zasadniczo miał takie same uprawnienia jak i ks. Słapa, jednak rzeczywistość wkrótce wykazała niepraktyczność tego układu: przeniesienie każdego księdza musiało być uzgodnione z władzami polskimi i angielskimi w Nairobi, stąd stanowisko ks. S?apy, który również otrzymał tytuł dziekana, siłą rzeczy stało się ważniejsze. W roku 1945 w czerwcu J.E. Bp Gawlina mianował ks. Słapę swym Delegatem i zastępcą Wikariusza Generalnego. Od taj pory znikły ostatecznie pewne, małe zresztą i nieistotne, nieporozumienia w sprawie wzajemnej kompetencji między ks. Dziduszko a ks. Słapą i do końca prac w Afryce obu tych księży łączy.a szczerą przyjaźń. Z chwilą przybycia ks. Słapy do Afryki - pułków polskich było dwadzieścia dwa:

UGANDA: 1) Masindi liczyło cztery tysiące mieszkańców i pracowało tam dwóch księży: F. Wińczowski z diec. śląskiej, lat ok. 42 mający i ks. F. Górka, OFM Conv. ok. 34 lat. Zanim przybył ks. Górka do tego osiedla, pomagał proboszczowi ks. Piekarczyk ze Zgr. Ojców Białych z pobliskiej misji. Osiedle to całkowicie zagubione w dżungli tropikalnej by o odległe aż 180 mil ang. od Kampali, stolicy Ugandy a kilka mil od jeziora Alberta.

2) Koja z trzema tysiącami ludzi miała proboszcza w osobie ks. B. Godlewskiego z diec. łomżyńskiej w wieku lat ok. 38. Osiedle to było tylko 40 mil od Kar pal i, a leżało tuż nad brzegiem jeziora Wiktorii. Położenie rzeczywiście bardzo urocze, ale niestety okolica bardzo malaryczna.

KENIA: Kraj ten bodaj najbardziej odpowiedni dla umieszczenia w nim naszych uchodźców miał ich najmniej. Może dlatego, że już w nim przebywało kilkanaście tysięcy jeńców włoskich,

3) W Nairobi założyli Anglicy obóz polskich ATS przy RAF’ie i zwerbowali do tej pracy około 120 Polek przeważnie dziewcząt. Z biegiem lat, około 50 z nich zawarło związek małżeński z Anglikami, niestety w kilku wypadkach poza kościołem katolickim.

4) Na misji w Manira, 16 mil od Nairobi, istniał wspaniały choć niewielki ośrodek dla rekonwalescentów i inwalidów pod znakomitym kierownikiem Brata Józefata Nowickiego, którego nazwisko Anglicy żartobliwie przekręcali na: No whisky.

5) Na południowy wschód od Nairobi w odległości 110 mil utworzono obóz przejściowy w Makindu i tam też znajdował się istotnie wielki magazyn odzieżowy MOS’u, powstały przeważnie z darów Polonii amerykańskiej.

6) W Nyali przy Mombasie istniał drygi obóz przejściowy, w którym zasadniczo nigdy na stale nie przebywał kapelan, gdyż ludzie mie li stosunkowo blisko do kościoła w Mombasie.

7) W tym czasie polskie władze czyniły starania, by gdzieś w zdrowym miejscu w Kenii stworzyć ośrodek dla młodzieży a zwłaszcza dla sierot. Obóz ten powstał trochę później w Rongai, około 117 mil na północny zachód od Nairobi. Obozy w Makindu i w Nyali nie posiadały stałych kapelanów. Do Makindu i do Maniry co jakiś czas dojeżdżał sam ks. Słapa a czasami ks. Prof. Wargowski, który pracował w angielskim konserwatorium muzycznym a równocześnie był urzędnikiem w delegaturze Oświaty.

TANGANYJKA: 8) Proboszczem w Tangeru po wyjeździe ks. Dziek. Dziduszki do Połud. Rodezji był ks. Dr J. Śliwowski z diec. łomżyńskiej, a właściwie, zdaje się, inkardynowany w jednej z diecezji amerykańskich. Obóz ten leżał 170 mil od Nairobi u stóp niesłychanie malowniczej góry Meru a dziesięć mil od miasteczka Arusha.

9) Kondoa był to mały obóz mający zawsze nie więcej niż 500 mieszkańców. Znajdował się on w odległości ok. 180 mil od Arusha. Proboszczem był w nim przez cały czas O. B. Barbaraneli ze Zgr. Pasjonistów, Włoch, ale nieźle już wtedy władający polskim językiem. Ludność szczerze była do niego przywiązana. Choć Kondoa leży na wyżynie, niemniej bardzo jest malaryczna niezdrowa.

10) Obóz w Kigoma znajdował się nad brzegiem jez. Tanganika. Tam nigdy nie powstała potrzeba przydzielenia księdza polskiego, ponieważ mała gromadka przebywających tam uchodźców miała zapewnioną opiekę religijną przez miejscowych misjonarzy a również i dlatego, że osiedle to nie istniało długo.

11) Obóz Morogoro utworzono tuż koło miasteczka o tej samej nazwie, leżącego na lini kolejowej Dar es Salaam-Kigoma. Niewielkie to osiedle zbudowane u stóp niewysokiej, lecz bardzo pięknej góry, nie bardzo nadawało się na dłuższy pobyt. W porze gorącej, to jest od grudnia do kwietnia, trudno tam było dzień wytrzymać a prócz tego była to miejscowość najbardziej malaryczna. Jakiś czas, to znaczy do chwili otwarcia Rongai, pracowały tam Siostry Nazaretanki. Proboszczem początkowo był w tym osiedlu znany dobrze szerokiej rzeszy uchodźczej ks. Rogiński z diec. wileńskiej, już liczący sobie pięćdziesiąt lat życia, a ciągle niezmordowany.

12) Na południe od Dodomy a prawie sześćset mil od Nairobi założono bardzo wygodny obóz' dla 800-uchodźców. Leżał on kilkadziesiąt mil od powiatowego miasteczka IRINGA i nosił nazwę Ifunda. Proboszczem był ks. J. Sajewicz ze Zgr. Oblatów Niepokalanej.

13) Jeszcze dalej na południe tuż prawie nad granicą Nyassalandu, a kilkadziesiąt mil od Njombe, była stara misja protestancka Kidugala. Tam założono osiedle. Dawne budynki przeznaczono na administrację obozu, a dla uchodźców wybudowano szereg wygodnych domków. Proboszczem był tam do samego końca istnienia tego osiedla O. J. Maciaszek OFM. Było to najmilsze i najlepiej zorganizowane osiedle a położenie tak piękne, że ks. Prałat Reginek nazwał je polską Rabką. Przebywało w nim prawie tysiąc osób i prócz szkoły powszechnej posiadało również gimnazjum i liceum ogólnokształcące.

RODEZJA PÓŁNOCNA: 14) Abercorn ok. 30 mil od południowego brzegu jez. Tanganika a przeszło 600 mil od Lusaki. Było to małe osiedle, liczące nie więcej niż 600 mieszkańców. Proboszczem tam był ks. A. Wierzbiński OFM Conv. młody profesor dogmatyki, skromny i bardzo gorliwy.

15) Fort Jamson, najmniejsze z osiedli, bo liczące zaledwie stu ludzi, których umieszczono w gotowych domkach stacji klimatycznej, le żało nad granicą Nyassalandu. Był w tym ośrodku proboszczem ks. Dr A. Szyszko z diec. mohylewskiej, pobyt w ciężkich warunkach w Rosji na zawsze pozostawił w nim pewne psychiczne ślady.

16) Bwana M. Kubwa koło Ndoli by/o zbudowane na terenach kopalni miedzi i duszpasterzował w nim ks, A. Staroborski, OFM Conv. Mimo dużej gorliwości w pracy trzeba mu zarzucić, że wbrew logice i faktom usilnie uchylał się od uznania jurysdykcji Bpa Gawliny i opierał się na tym, że osiedle leżało na terenie Prefektury Apos., której administratorem był Ojciec z jego zakonu ks. Mazzieri, obecnie biskup. Było to tym dziwniejsze, że sam ks. Prefekt Apost. uznawał bezsprzecznie jurysdykcję Bpa Gawliny w polskim obozie.

17) Lusaka, stolica Północnej Rodezji, posiadała pod bokiem obóz noszący tę samą nazwę. Było tam około 1490 mieszkańców ś opieka duszpasterska należała do ks. B. Szmani, członka St. Mi syjnego we Francji. Był w wieku lat ok. 35 i znany był ze swego nieprzejednanego stanowiska w stosunku do polskiej YMKA.

18) Livingston miasto udzieliło schronienia owej grupie « Cypryjczyków ». Mieszkali w kilku hotelach. Dzięki wielkiej energii Gen. Dr. F„ Zarzyckiego stworzono tam gimnazjum i liceum ogólnokształcące. Z księży zostali tam jeszcze ks. E. Drobny i ks. L. Lomiński.

POŁUDNIOWA RODEZJA: 19) Osiedle Rusape liczące około sześciuset mieszkańców było bardzo dobrze zorganizowane. Jako nadzwyczajność posiadało elektryczne światło w domkach, było również osiedlem bodaj najzdrowiej położonym. Proboszczem był ks. Z. Siemaszko. -

20) Marandellas również niewielkie i miłe osiedle, podobnie jak Rusape, położone tuż przy linji kolejowej, łączącej Salisbury z Mozambikiem. Przez jakiś czas proboszczem tam był ksiądz Dr Burgielski. —

21) Digllefold to osiedle czysto szkolne, posiadające gimnazjum i liceum ogólnokształcące tylko dla dziewcząt. Dyrektorem był, po zlikwido waniu szkoły w Livingstonie, Pan Gen. Zarzycki. Początkowo kapelanem i prefektem w tej szkole był ks. S. Myszkowski OFM Cap. w wieku lat ok. 36. Od r. 1944 objął tę placówkę ks. Dziekan Dziduszko.

AFRYKA POŁUDNIOWA: 22) Outshoorn był jedynym obozem w tym kraju i przeznaczony by; tylko dla dzieci. Były one gośćmi rządu Płd. Afryki, a b\ło ich prawie siedemset. Kierownikiem tego osiedla był ks. Kan. F. Kubieński, a katechetą początkowo ks. Czerniecki, który na skutek intryg zmuszony był opuścić tę placówkę i powrócił do wojska. Stało się to przed przyjazdem ks. Słapy, który na pewno nie byłby dopuścił do skrzywdzenia tego gorliwego kapłana, tyn więcej, że ks. Czerniecki jako salezjanin posiadał fachowe przygotowanie do pracy nad młodzieżą.

Powyższy szkic, choć bardzo pobieżny i powierzchowny, pozwala jednak zorientować się w sytuacji, w jakiej znajdowali się nasi wygnańcy na Czarnym Lądzie.