VI. Problem osiedlenia uchodźców.

Zakończenie wojny zawiodło wszelkie nasze nadzieje. Polska spod jednej okupacji przeszła pod drugą i powstał problem, co będzie z naszą ludnością, dotąd cierpliwie czekającą na upragniony powrót do Kraju. Udział Mikołajczyka w rządzie polskim w Warszawie skłaniał niektórych nie tylko do powrotu, ale stworzył w zwartym dotąd społeczeństwie polskim w Afryce rozłam. Legalny rząd polski w Londynie nie wypowiedział się nigdy jasno ani za zostaniem, ani za powrotem uchodźców. Poważni ludzie, patrząc na te tłumy przeważnie kobiet i młodzieży, nie mieli odwagi radzić im pozostania na emigracji. Co te kobiety z dziećmi, nie znające ani języków obcych, ani nie posiadające specjalnego fachu, będą robić zagranicą? Z drugiej strony wieści, które nadchodziły z Polski, nie były wcale zachęcające. Znaleźli się i tacy, którzy samą myśl powrotu publicznie nazywali zdradą wobec Polski. Jednak ci, którzy znaleźli w Kraju swych krewnych wracali. Wracały więc żony do mężów, dzieci do rodziców. Ks. Słapa by; zmuszony kilkakrotnie wystąpić publicznie w obronie wracających, twierdząc, że w żadnym razie nie można nazywać zdrajcami tych, którzy wracają z proste go obowiązku rodzinnego. Wróciło więc w ciągu trzech lat około czterech tysięcy do Polski. UNRA, która np. w Niemczech szalała na punkcie repatriacyjnym, w Afryce nie wywierała większego nacisku na uchodźców. Zorganizowała jednak specjalną misję, złożoną z przedstawicieli ludności, która to misja miała udać się do Polski, by na własne oczy przyglądnąć się stosunkom tam panującym. Po swym powrocie miała zdać ludności sprawozdanie i na podstawie tego ludność miała się sama wypowiedzieć ZA czy PRZECIW powrotowi. Anglicy zapewnili wszystkich, że nikogo nie będą repatriować Szef UNRA zaprosił ks. Słapę do wzięcia udziału w tej misji. Po uzyskaniu pozwolenia ze strony Biskupa Gawliny ks. Słapa zgodzi się. W maju 1947 r. wyjechała samolotem ta misja w składzie: P. Curtis szef UNRA, ks. Słapa, a z wyboru ludności ks. Szmania z Lusaki i P. Insp. Inglot z Koja. W osiedlach i w Nairobi niektórzy nie tylko potępili ks. Słapę za. wzięcie udziału w misji, nazywając, go zdrajcą, ale znalazł się jeden ksiądz podległy ks. Słapie, który zredagował list do ks. Biskupa Gawliny, w którym postawi! żądanie odwołania ks. Delegata Słapy ze stanowiska kierownika duszpasterstwa. List ten mieli — według intencji autora — podpisać wszyscy księża pracujący w polskich osiedlach w Afryce. List ten ks. Biskup rzeczywiście otrzymał, ale figurowały na nim tylko dwa podpisy.

18 dni zwiedzała misja Polskę. Episkopat polski był zdania, że uchodźcy powinni wracać. Po powrocie misja przedstawiła możliwie obiektywnie swe wrażenia z Kraju: nikt ze słuchaczy nie poczuł się pociągniętym do powrotu, tak że misja nie wywarła większego wpływu na przyspieszenie repatriacji, jak sobie to UNRA wyobrażała. Ks. Słapa nie stracił swego autorytetu przez wzięcie udziału w misji, a ów ksiądz, autor skargi, przeprosił go. Olbrzymia większość uchodźców postanowiła zostać na emigracji. Zaczęto więc rozglądać się za krajami, w których by się można było na stale osiedlić.

Z powodu wyjazdu ludności poczęto likwidować niektóre osiedla a w związku z tym nastąpiły pewne przesunięcia wśród księży.

Ze względów politycznych Unia Połud. Afryki zażądała usunięcia ks. Kubieńskiego z Outshoorn’ u. Objął więc ks. Kan. Kubieński ośrodek młodzieżowy w Digglefold a ks. L. Lomiński z Livingstonu przybył na jego miejsce do Outshoorn. Ks. Dziekan Dziduszko przeniósł się do Lusaki i tam dodatkowo zajął się szkołą średnią nie tylko jako prefekt, ale również jako dyrektor tej szkoły. Potem ks. Szmania wyjechał do Polski, a na jego miejsce przybył po zlikwidowaniu Fort Jamson ks. Sas-Jaworski. Na miejsce ks. Wierzbińskiego, który ciężko zachorował i którego ks. Delegat odwołał do Nairobi, przybył ks. Włodzimierz Olszewski, neoprezbiter. Zlikwidowano obóz w Mcrogoro, i ks. Godlewski został przeniesiony na jakiś czas do Tangeru. W Rongai intensywnie pracował ks. F. Górka. Był on tam kapelanem osiedla i Sióstr Nazaretanek a równocześnie uczył w małym gimnazjum łaciny i był zarazem dyrektorem tej szkoły. Więc choć ośrodek ten nie liczył więcej niż trzysta dusz, ks. Górka miał pracy bardzo wiele i to nerwowej i wyczerpującej. Zapadł na zdrowiu i po roku pracy w Rongai wyjechał do USA, a na jego miejsce dał ks. Delegat na jakiś czas ks. Wierzbińskiego. Gdy ks. Wierzbińskiego mianował ks. Słapa redaktorem -Naszego Przyjaciela", objął Rongai ks. Godlewski i już tam on pozostał do momentu likwidacji tego osiedla.